Kilka uwag o języku przekładu
(Całość recenzji w jednym z najbliższych numerów "Odry")
Ponieważ język wykładów nie oddaje retorycznej
i stylistycznej sprawności autora, trzeba zaakceptować to, że stanowi on pewne
przybliżenie tego, jak mówił o Szekspirze Auden – ale w przekładzie zdarzają
się miejsca, w których polski czytelnik może poczuć się zdezorientowany nie
tylko topornością języka wykładowcy-poety, ale również zaskakującymi
potknięciami czy niedostatkami w terminologii. Czytający książkę filolodzy
zapewne zdziwią się na przykład, że słowo enjambment
nie jest przetłumaczone, tylko opatrzone definicją („Milton używa enjambment, czyli kontynuuje myśl na
kawałku następnej linijki”, s. 209), z której wynika, że chodzi o środek
poetycki zwany przerzutnią.
Zastrzeżenia warsztatowe budzi podawanie przez
tłumacza cytatów z poetów takich jak D.H. Lawrence czy William Wordsworth we
własnym przekładzie (s. 188, 189-190). Czyżby polskie przekłady nie istniały?
Czy tylko są trudno dostępne (jak w wypadku wiersza Lawrence'a Lizard [Jaszczurka], o którym wiem, że co najmniej jeden polski przekład
został opublikowany w jednym z pierwszych numerów pisma „Przekładaniec”)? Takie
tłumaczenie własne co najmniej w jednym przypadku nie oddaje znaczenia cytatu w
oryginale – gdy w kontekście sonetów przytoczony jest fragment wiersza Browninga:
„Tym
samym kluczem Shakespeare otworzył swe serce” po raz wtóry!
Czy
uczynił to Shakespeare? A jeśli tak, to uczynił to Shakespeare mniejszy! (s. 109)
Zniknął również rym i podział na wersy, co w
sumie – zważywszy, że jest to tak krótki wyimek – powoduje dość znaczne
zniekształcenie cytatu.
Zdarzają
się niezręczne przypadki tak zwanego udomowienia tekstu, jak na przykład wprowadzenie
przekładu wiersza Hölderlina, który Auden najpierw przytacza po niemiecku, po
czym – w polskiej edycji – mówi: „Teraz przeczytam wam ten wiersz po polsku” (s.
123). Przekład wiersza na język polski pojawia się ze wszech miar słusznie, ale
wyrobiony czytelnik, do którego skierowana jest ta książka, pamięta przecież,
że ma do czynienia z wykładami wygłaszanymi w Nowym Jorku, dla publiczności
anglojęzycznej, może to więc odebrać jako zgrzyt. Tymczasem można było w prosty
sposób uniknąć zamieszania, posługując się terminami „oryginał” na tekst
niemiecki i „przekład” na tłumaczenie wiersza na język polski. Przypadek
wybitnie kuriozalny występuje w wykładzie o Peryklesie
i Cymbelinie (s. 361) – w zdaniu
następującym po tezie, że należy wystrzegać się powierzania ról w tych późnych
dramatach wielkim aktorom i aktorkom: „Najlepiej nadadzą się do tego dzieci ze
szkolnego przedstawienia w reżyserii Romana Giertycha”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz